Koniec cyklu Bogowie Osiedla

11 listopada 2023 to oficjalna data zawieszenia cyklu Bogowie Osiedla.

Data pierwszego postu: 11 września 2012.

Liczba odsłon: >200k


Wszystkie teksty, rysunki, zdjęcia oraz wszystkie inne informacje opublikowane na blogu Bogowie Osiedla Słoneczne dzieciństwo w cieniu Górnego Śląska podlegają prawom autorskim

Wszelkie kopiowanie, dystrybucja, elektroniczne przetwarzanie oraz przesyłanie zawartości bez zezwolenia administratora jest zabronione.

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Bogowie Osiedla
fot. Marek Locher



12.11.2023 Leave a comment

Puppa

fragment

Na szlaku ruch ustał zupełnie. Wypełnione po brzegi kruszywem węglarki przejechały, szumiące i od czasu do czasu gwiżdżące lokomotywy zniknęły za zakrętem, jedynie ciepłe od upału powietrze falowało na horyzoncie. Z podkładów kolejowych, impregnowanych kreozotem karbonowym, wysoka temperatura wydestylowała charakterystyczny zapach smoły, unoszący się wzdłuż torowiska. Bieniol lubił ten zapach, ponieważ przypominał mu dzieciństwo. Lubił inhalować się przeszłością, wracać wspomnieniami do tamtych, o wiele łatwiejszych i beztroskich dni. To go uspokajało. Szczególnie tutaj, na torach, na banie jak to mówił, czuł się wyluzowany. 

Stał na tłuczniu opierając jedną nogę o szynę i zerkał w notatnik. Zapisywał rodzaj i godziny przejazdów pociągów. Pięć minut opóźniony - zamruczał, gdy skonfrontował dzisiejszy przejazd z zeszłotygodniowym. Następnie rozejrzał się wokoło i zagwizdał krótkimi dźwiękami na swoich kompanów, aby wygramolili się z krzaków. Po chwili czterech rosłych młodzieńców stało obok niego. Wszyscy w brudnych od węgla ciuchach. Błękitne niegdyś jeansy, teraz ozdobione czarnymi i rdzawymi plamami, przypominały trochę camo, wojskową odzież maskującą. Koszulki, tu i ówdzie przetarte, lepiły się do młodych ciał zostawiając na skórze szare plamy pochodzące od potu zmieszanego z pyłem węglowym. Jedynie białe twarze, a także białe ręce z błyszczącymi paznokciami świadczyły o tym, że to niewinne chłopaki z familoków w czystości chowane. 

Za trzy godziny bydzie sam jechać cug z kopalni Mysłowice - oznajmił kompanom Bieniol. Mocie Puppa? - zapytał kolegów. Toć, że momy! - odezwał się jeden z nich. Pokożcie. - rozkazał Bieniol. Koledzy zaprosili go w krzaki, gdzie na trzech pustakach leżących na ziemi spoczywała duża lalka, przypominająca człowieka. Ciało, zszyte z worków jutowych, wypełniono słomą. Na nogi naciągnięto wysokie zimowe buty. Materiałowe spodnie i koszula flanelowa dobrze imitowały posturę dorosłego człowieka. Nie udała się jedynie twarz, wypchana szmatami i pomalowana czerwoną szminką oraz czarnymi mazakami. Z bliska przypomniała erotyczną lalkę z rozdziawionymi ustami, napompowanymi wargami i czarnymi oczami. Z daleka zaś budziła przerażenie. Dla złagodzenia wyglądu, na głowę nałożono wełnianą czapkę, by nie skupiać się na twarzy. 

Podobała się Bieniolowi. Właśnie tak sobie ją wyobrażał. Dobro robota. - pochwalił Bieniol chłopaków. Bieremy ta Puppa pod wiadukt na Richterze. - rozkazał i wrzucił kukłę na plecy koledze. Szli nasypem, wzdłuż ogródków, zachowując się możliwie jak najciszej. Działkowcy, zajęci głównie sprzątaniem, nie zwracali na nich uwagi. Gdy całą ekipą znaleźli się na miejscu, Bieniol, spojrzał na rury wiszące nad torami, następnie wszedł na platformę serwisową owych rur i ostrożnie wciągnął tam kukłę. Ułożył ją na kracie pomostowej, tak by nie wzbudzała niczyich podejrzeń. Zrobił jeszcze kilka kroków w przód i w tył chcąc jakby znaleźć najlepsze miejsce do zrzutu. W końcu stanął centralnie nad torem, zagwizdał na kolegów, którzy kciukiem w górę, potwierdzili dobrą pozycję i zszedł uśmiechnięty. 

Dobra, terozki idymy nazot. - rozkazał, po czym razem wrócili do miejsca skąd obserwowali pociągi. Jo ściepna Puppa prosto pod lokomotywa, a jak pociąg bydzie stować, to wy zakryncicie handbrymzy w wagonach. - oznajmił. Ale po co? - zapytał jeden z nich. No, jak po co? Coby niy ruszył. - oburzył się Bieniol. A jak maszyniok dostanie hercszlagu? - zapytał ponownie. Synek, ło to sie niy martw, jo to biera na siebie, zresztom, maszynioki som już przyzwyczajone do takich mecyji, bo ludzie durś skokajom pod pociongi. Skrzywili się. 

Bieniol wiedział, że ich nie przekonał, a bynajmniej ośmielił. Tłumaczył sobie, że zareagowali właśnie tak, bo ich przestraszył oraz zdominował. Zrozumiał również, że musieli się zgodzić, aby nie wyjść przy nim na cykorów. Młode to i gupie, wpiyrw napolajom sie na tako akcja, robiom Puppa, a jak majom jom ściepnonć, to cipiom i mie wołajom, żebych jo ściepnoł - pomyślał wyciągając notatnik z kieszeni. Oni zaś weszli w krzaki, gdzie usiedli na kamieniach i czekali. Z nudów palili papierosy. Obserwowali się wzajemnie. Czymu nic niy godocie? - zapytał Bieniol? A co tu godać? Zrobi sie i tyla. - odparł jeden z nich. 

Zza zakrętu wyłoniło się wahadło cystern. Szyny syknęły jak wąż ostrzegający o ataku. Bieniol słysząc charakterystyczny dźwięk, spojrzał na świetlny trójkąt ułożony z przednich lamp lokomotywy po czym zszedł z podtorza wtranżalając się do chłopaków w zarośla. Z syreny wydobył się sygnał baczność!.

Przyczajony, wciąż zerkał w notatnik zapisując czas przejazdu pociągu. Nie chciał aby go widziano, ponieważ mogłoby to spowodować wizytę Sokistów, którzy zepsuli by misternie przygotowywany od kilku dni przez chłopaków plan. Wolał schować się i przeczekać, aż potężny Gagarin przemknie obok nich. 

Stres, podkręcany dźwiękiem dieslowskich silników dawał się mu we znaki podwyższając tętno. Do tego sen, prześladujący co kilka miesięcy koszmarny sen, w którym leży na torach, a ostra obręcz koła rozcina jego ciało na dwie równe połowy, wywoływał gęsią skórkę na rękach. Jeszcze chwila, myślał, jeszcze kilkanaście sekund i będzie po wszystkim.

fot. Marek Urlik


8.10.2023 Leave a comment

Таня z Żytomierza i Артём z Chersonia

07 września 2019 
Tania z Żytomierza.

Trzeci peron katowickiego dworca.

- Masz… ma pan ogień… zażigałku? - pstrykając palcami w niewidoczne stalowe krzesiwo zaczepiła mnie młoda, trochę pijana dziewczyna z papierosem w ustach.

Już wcześniej zwróciłem na nią uwagę, w zasadzie na głośne małżeństwo kokoszące się kilka ławek dalej i od razu rozkminiłem, że ludzie ci są ze wschodu, bo po pierwsze, zażigałaka, to po rosyjsku zapalniczka, a po drugie, mężczyźni z tamtych rejonów europy w upalne dni wkładają na stopy wygodne, ale brzydkie etylenowo-winylowe klapki z Chin.

- Niet - odpowiedziałem.

Odeszła zawiedziona w kierunku krawędzi peronu, zerknęła badawczo w dół, jakby chciała wypatrzeć żarzącego się kiepa między torami, lecz po dłuższej chwili chodzenia tam i z powrotem niczego nie znalazła. Smutek wykrzywił jej usta w podkowę. Nie wiedziałem czy zamierza płakać, krzyczeć z niemocy czy może zaraz wpadnie w histerię, dlatego cały czas uważnie ją obserwowałem, aż w końcu ponownie nasze spojrzenia spotkały się.

- U was na wierno niet zażigałki? - spytała powtórnie.
- Niet. - odpowiedziałem i postanowiłem wytłumaczyć, że - Zdjest nielzja kurit, mienty zadzierżą i budiet sztraf.
- Niczewo strasznego - odpowiedziała i spojrzała mi w oczy, a później w torebkę, do której czeluści włożyła rękę.

Mieszała w środku dobre dwie minuty, wyciągnęła puszkę piwa, które rychło otwarła, upiła i odstawiła na stalowe pręty ławki; później w jej palcach znalazły się papiery, rachunki, kwity, kawałki chusteczek i na sam koniec radośnie zatrząsła paczką zapałek. Włożyła papierosa do ust, zapaliła i łapczywie się zaciągnęła. Wypuszczany dym szybko zapiła piwem, dmuchając do środka puszki jakby nasycała resztę złotej cieczy wszystkimi związkami gazowymi i cząstkami stałymi nie pochłoniętymi jak dotąd przez płuca.

- Kak wasze dieła? - uśmiechnęła się do mnie wyluzowana, lecz widząc, że patrzę się na nią dość krzywo, poprawiła się - jak wam idzie?
- Djewuszka, wy możete gawarit pa ruskji, ja panimaju. - odpowiedziałam, zauważając, że mówienie po polsku jeszcze sprawia jej trudność.
- Haraszo. - uśmiechnęła się znów.
- U mienia haraszo, a kak u was? Adkuda wy prijechali?
- My prijechalim z Ukrainy, z Żytomira.

Zgadza się - pomyślałem. Żytomierz leży blisko Kijowa, to pewnie dominującym tam językiem jest rosyjski.

- A wy daljeko jedietie? - zapytała jeszcze raz Tania.
- W Warszawu.
- O, eta kak my. My zdjest na rabotu prijechalim. Mnie zdjest oćień narawitsa. Ja czuwstuwuju siebja kak na kanikułach. Rabotaju w markietie.
- Haraszo. Ja nadziejus szto wy budiete dowolona iz żyzni w Polszy.

I nagle rozbrzmiał z megafonów głos spikera zapowiadający wjazd naszego pociągu. Wstałem z ławki, zarzuciłem plecak na ramiona i podszedłem do białej linii przy krawędzi peronu. Tania natomiast wyrzuciła żarzącego się papierosa na tory. Jej mąż krzyknął na nią aby przyszła wziąć walizki i torby. Syn wskoczył mu na ręce, a w dłoni pojawiła się smycz, na której wisiał dorodny kundel. Weszli do wagonu.

Bogowie Osiedla fot. M.Locher
fot. Marek Locher

07 kwietnia 2023 
Артём z Chersonia

Wyjechałem właśnie ze stolicy międzynarodowym pociągiem relacji Warszawa Wschodnia - Ostrava Svinov do Katowic, gdy w bezprzedziałowym wagonie czeskich drahów, w którym się znajdowałem, nastąpiło prawdziwe pospolite ruszenie z powodu ukraińskiej rodziny z dwójką małych dzieci, dla której zabrakło miejscówek. Podróżni, widząc zmęczenie na twarzach tych ludzi, spowodowane jak się później okazało kilkudniową tułaczką, masowo wstawali i udostępniali swoje miejsca zachęcając do spoczynku. Ja z kolei zajmowałem się pomocą w tłumaczeniu z rosyjskiego na polski oraz upychałem torby i walizki na podłodze i górnych półkach. 

Zamieszanie wywołane roszadą trwało dość długo, ale w końcu cała rodzina usiadła w fotelach i to całkiem niedaleko mnie. Ucieszyłem się, bo miałem możliwość przyjrzenia się im i co najważniejsze, zamierzałem porozmawiać. Nijak to jednak nie wychodziło, ponieważ dzieci uchodźców marudziły ze zmęczenia, a oni sami wyglądali na zdenerwowanych. Postanowiłem, że gdy tylko złapię z którymś z rodziców kontakt wzrokowy, zagadam. Padło na Ukrainkę. Zapytałem po rosyjsku dokąd jadą. Zignorowała mnie. Zapytałem czy wszystko u nich w porządku. Spojrzała w moją stronę, później na męża, jakby chciała uzyskać zgodę na odpowiedź, po czym znów mnie zignorowała. 

- Da, wsjo w pariadkie, spasiba. - odpowiedział jej mąż
- Haraszo - odparłem i zamilkłem. 

Następna godzina upłynęła na obserwacji. Na początku jej, bo wydawała się dzika, jakby pierwszy raz zetknęła się z zachodnią kulturą. Zresztą, potwierdzał to wygląd, a dokładnie ubranie, przede wszystkim praktyczne ze względu na niską temperaturę, ale zdradzające wschodni trend mody. Ciemny płaszcz z grubym kołnierzem, długości trzy czwarte, spięty wielkimi guzikami wisiał na jej barkach. Wełniana czapka z dużym pomponem przez całą podróż ogrzewała głowę. A toporne sapagi przed kolano sterczały na nogach. Zerknąłem jeszcze na zęby. Białe, równe, a dwa złote lśniły w rtęciowym świetle neonu. W dużych oczach natomiast odbijał się ekran telefonu, w który nieustannie patrzyła. Czasami, gdy zabrzęczało powiadomienie, pisała. 

Próbowałem zrozumieć tę kobietę i chyba mi się udawało. Jej mutyzm tłumaczyłem jako obawę przed komplikacjami w podróży. Wolała nie rozmawiać z obcymi aby nie stwarzać niepotrzebnego zagrożenia dla swojej rodziny. A może po prostu ja za słabo znałem rosyjski, źle wymawiałem słowa i ciężko mnie było zrozumieć? Możliwe, dlatego postanowiłem spróbować jeszcze raz. Naprędce ułożyłem w głowie rosyjskie pytanie i otwarłem usta, gdy na między fotelowym stoliku wylądowały bilety kolejowe przygniecione wielką jak bochen chleba łapą.

- Możete skazat? - zapytał mąż - Gdje nam nada presażiwatsa na drugoj pajezd?

Wziąłem bilety do ręki. Spojrzałem. Stacja docelowa Praga. O przesiadce ani słowa, ale skoro pociąg jedzie do Ostrawy, to chyba tam. Wyjąłem telefon, odpaliłem apkę z rozkładem PKP i sprawdziłem.

- Da, wam nada presażiwatsa w Ostrawie.
- A eta gdje? - zapytał zdezorientowany mąż.
- Eta pasledniaja stancja pajezda na katorym my nahodimsaja - odpowiedziałem podkreślając ruchem rąk, że chodzi o ten pociąg.
- Aga - skinął mąż w geście zrozumienia, później spojrzał na żonę jakby szukał potwierdzenia czy zrozumiała.
- Atkuda wy?
- My iz Chersonia.
- S Chersonia? - zdziwiłem się.
- Da, my ubiegajem at wajny. - odpowiedział mąż, zerkając na żonę.
- Da, ja znaju gdje Chersoń. - powiedziałem, po czym przyjrzałem się mężowi, po którym wspinały się dzieci.

Wyglądał na silnego mężczyznę, lekko po pięćdziesiątce, ale według mnie mógł być młodszy. Ślady ciężkiej pracy widoczne na rękach i twarzy zdradzały, że pochodzi prawdopodobnie z podchersońskiej prowincji gdzie być może w przeszłości zajmował się uprawą roli w Sowchozie. Na owalnej twarzy pełnej zmarszczek, ubarwionej czarnymi wągrami zmęczenie połączone z wymuszonym uśmiechem zdradzało trud podróży.

- Wy dałgo w puti? - zapytałem
- Piat dniej. - odpowiedział.

Kiwnąłem głową oznajamiając współczucie, następnie znów zacząłem go obserwować. Gruby płaszcz z kołnierzem ciasno opinał potężne cielsko. Gdzieniegdzie pot perlił czoło. Musiało mu być ciepło w tych ortalionowych spodniach, wełnianym golfie i sapagach przypominających peerelowskie Relaksy. Ale nie rozbierał się, jego żona też. Siedzieli na fotelach poubierani dzielnie znosząc niewygody i niesforność dzieci. Wiedziałem dlaczego. Bo śmierdzieli. Śmierdzieli kilkudniowym potem pomieszanym z brudem wszystkich miejsc w których spali. Śmierdzieli dworcami, poczekalniami i publicznymi toaletami.

- S naczala my w Kijów pajechali. - odezwał się nagle - Adin dień w puti. Spali na wakzale dwa dni. Iz Kijowa ujechali w Warszawu. Na granice toże adno sutku spali na pajezdie. W Pragie budiem u siestry żeny spat.
- Ponjoł was, ponjoł. - odpowiedziałem.

Żal mi było tych ludzi, a szczególnie jego. Pewnie w torbach mieli cały swój dobytek, najpotrzebniejsze rzeczy, a podróż traktowali jako transfer do niekoniecznie lepszego świata, ale spokojniejszego. Decyzja o porzuceniu dotychczasowego życia musiała kosztować go wiele odwagi. Dwójka małych dzieci, wystraszona żona i jedyny życiowy cel - dotarcie do Pragi, by spotkać się z krewnymi. Hardcore. O finansach już nawet nie wspominam, bo same bilety na międzynarodowe pociągi to już majątek. 

Patrząc na nich, zastanawiałem się czy ja bym się zdecydował na taki krok, gdyby z nieba spadały bomby i rakiety. Zdecydowałbym się! Już 24 lutego 2022 byłem zdecydowany. Gdy rozpoczęła się wojna na Ukrainie przez dwa miesiące jeździłem samochodem z pełnym bakiem benzyny na wypadek wywózki rodziców do Niemiec. Zawiózłbym ich. A później wrócił. Na Śląsk oczywiście, by bronić tego najfajniejszego miejsca na kuli ziemskiej. 

Ale, no właśnie, słyszałem, że Ukraińcy w sile wieku nie mogą ot tak wyjeżdżać za granicę w czasie wojny. Więc on, jako ojciec dwójki dzieci, musiał nieźle kombinować, żeby przekroczyć granicę. Ciekawiło mnie to, ale nie zamierzałem pytać jak tego dokonał. Zamierzałem mu pomóc, pomóc jego rodzinie w razie potrzeby. 

Okazało się jednak, że to on mi pomoże, ponieważ na skutek walających się wszędzie walizek i toreb, a co za tym idzie ścisku, moja noga, a dokładnie mięśnie, doznały nagłego skurczu wykrzywiając twarz z bólu. 

On, widząc, że chwytam się w okolicach podkolana nakazał swojemu synowi Артёму, aby chwycił za łydkę i wyprostował mi nogę. Dzielny Артём, na początku nieco zdezorientowany, zrobił to i ból łagodnie zaczął przechodzić. Podziękowałem dzieciakowi i ojcu oczywiście. 

Do końca podróży już się nie odzywałem. Myślałem. Chciałem dać dzieciakowi jakiś mały souvenir, długopis, kolorową zakładkę do książki, cokolwiek, ale nie posiadałem nic takiego w plecaku. Gapiłem się w telefon, próbowałem czytać książkę, ale jakoś nie potrafiłem się skupić. 

Wyszedłem w Katowicach. Nie pożegnałem się, bo w wagonie było za duże zamieszanie. Na peronie próbowałem chwycić kontakt wzrokowy z nim, z nią albo z Артёмом. Stałem nawet kilkanaście sekund przy oknie. Niestety, nikt z nich na mnie nie spojrzał. Poszedłem, a oni odjechali. Do lepszego świata. Mam nadzieję, że znaleźli tam spokój i szczęście.

Bogowie Osiedla fot M.Locher
fot. Marek Locher

Zdjęcia - Marek Locher

2.07.2023 Leave a comment

« Starsze posty

Filmy o tematyce śląskiej

Publikacja 10 albumów, które wpłynęły na mój muzyczny gust.

Memuar z czasów zarazy. Lata dwudzieste XXI wieku.

Filmy drogi

Teksty chronione są prawem autorskim. Obsługiwane przez usługę Blogger.