Zoo

Ich mamy się przyjaźniły. Ale była to przyjaźń osiedlowa, taka blokowa, która rozkwitła gdzieś przy klatkach schodowych po wywiadówce. I kiedy mama Bogusia skarżyła się na nauczycielkę, że uwzięła się na jej syna, wiadome było, że nie jest sama, i że oboje z mamą Mariuszka zaczną działać, interweniować, bo za nimi stoi oświata.

Przyjaźń ta wyrosła także na pieczonych zistach i kołocach z posypką. Blachy do pieca smarowane były margaryną przynajmniej raz w tygodniu, a sąsiadki – klachule – delektowały się aromatami olejków i przypraw do ciast, którymi pachniała cała sień. A później ich mamy zapraszały na poczęstunek. Połowa bloku zjeżdżała się na piętro, połowa blachy na piętrze była rozdawana, po to tylko, by rozstrzygnąć, która lepiej piecze.

Aż w końcu mamy wzięły ich do zoo, do Chorzowa, bo jakoś tak więcej czasu na klachy, no i dzieci mogły się swobodnie bawić na świeżym powietrzu, podziwiać zwierzęta, pobiegać trochę. Później mieli jeszcze jechać Elką pod stadion i pod planetarium. Ale Boguś coś nie spokojny był, nerwowy jakiś taki, prężył się cały. Zwierzęta go nie interesowały i przy każdej klatce kucał. Matki tego nie zauważały, bo zajmowały się klachaniem, ale Mariuszka to zaniepokoiło i postanowił zapytać:

— Te, czymuś kucoł przi tygrysach i słoniach?

— Bo srać mi sie sce.

— No to ić do haźla!

— Nie, nie ida, wola czymać.

— Hmm…

— Jak kucom, to wkłodom piynta do dupy i to mi zaczymuje. — wyjaśnił Boguś.

— Aha. No, ale na Elce, w lufcie tysz poradzisz?

Nie poradził. Przy niedźwiedziach popuścił. Matka poczerwieniała, chciała stłuc go na kwaśne jabłko, ale jak zaczęła uderzać ręką po dupie, to nogawkami zaczęło mu wypływać. Taki wstyd — jak żeś móg? — krzyczała na niego. W końcu niespodziewanie pożegnała się z koleżanką i poszła z nim w kierunku wyjścia. Biedny, szedł tip – topami. Maleńkimi kroczkami, które zapobiegały wydostawaniu się resztek tego wszystkiego na zewnątrz. Nie dziwię się, że nie chciał wsiąść do taksówki czy autobusu. Bo jak usiąść z gównem w majtkach?

Po tym incydencie Bogusiowa się obraziła, bo podobno Mariuszkowa wyklachała pod klatką, że Boguś to zasraniec, i że połowę zoo obsrał. Nie było już wspólnych wywiadówek ani cytrynowych aromatów na sieni. 
 

5.05.2014

Filmy o tematyce śląskiej

Publikacja 10 albumów, które wpłynęły na mój muzyczny gust.

Memuar z czasów zarazy. Lata dwudzieste XXI wieku.

Filmy drogi

Teksty chronione są prawem autorskim. Obsługiwane przez usługę Blogger.