Wtedy czułem się dobrze cz.3

 z cyklu - Le flaneur silésien

W godzinach wczesnowieczornych przejeżdżałem przez świętochłowickie Piaśniki. Tramwaj mozolnie pokonywał skrócony odcinek z Chebzia do Chorzowskich Wodociągów, a ja wreszcie mogłem przyjrzeć się okolicy skąpanej w złotej godzinie, która tego dnia nadawała błyszczącą poświatę brunatnej cegle kamienic przy Trzeciego Maja. Podczas jazdy znów poczułem znajome uczucie trankwilizacji zmuszające mnie do wyjścia na przystanku przy Kauflandzie. Wysiadłem.

Rozglądnąłem się po okolicy i stanąłem frontem do pierzei budynków. Dobroć jaka z nich płynęła zamroziła moje ruchy. Stałem jak elektryk podpięty do stacji ładowania i chłonąłem, a wyludnione ulice oraz znikomy ruch samochodowy tylko katalizowały ten proces. Tym razem nie przenosiłem się w czasie, nie widziałem żadnych historycznych landszaftów zapamiętanych z przedwojennych widokówek. Czułem, że to mi nie potrzebne. Jedyne co czułem to spokój. Spokój emanujący z tej okolicy. 


Bogowie Osiedla

I to była czysta trankwilizacja, bez żadnej chemii przyjmowanej doustnie, pochodząca prawdopodobnie z aury jaka unosiła się w tym miejscu. Znów próbowałem utrzymać ten stan jak najdłużej w sobie, ale po kilku chwilach jego intensywność zaczęła maleć. Im bardziej wytężałem zmysły, spinałem się, tym szybciej uczucie wypełniania zanikało. Aż zanikło całkowicie. Wróciłem do rzeczywistości i w spokoju zacząłem zaglądać w podwórka kamienic. 

Wchodziłem wszędzie gdzie się dało, w każdy otwarty einfahrt, w każde otwarte drzwi klatki schodowej. Dziwne. Ludzie jakby pochowali się w mieszkaniach. Nawet nie obcinali zza firanek co wielokrotnie zdarzało się przy moich wścibskich eksploracjach. Zwykle w takich miejscach nosiłem miano intruza, który włazi i patrzy na to, na co nie nie powinien. 

Tym razem cisza, martwa cisza oraz wiatr muskający chłodnym jęzorem porozrzucane po placu zabawki, wiatr grający smutne melodie na rozwieszonych sznurach do prania. Wyjąłem smartfona z kieszeni z zamiarem utrwalenia tego stanu rzeczy, bo w głowie mi się nie mieściło, bym przy ruchliwej ulicy w Chorzowie nie zdołał trafić na żywego człowieka. 


Bogowie Osiedla

Pstryknąłem parę fotek. W placu, ostrząc soczewkę aparatu, zauważyłem na drzwiach wejściowych do klatki schodowej jakieś znaki. Podszedłem bliżej, spojrzałem, rzeczywiście, na lewym skrzydle oraz na ramiaku widniały duże litery F. Domknąłem prawe skrzydło i pojawiła się trzecia litera F. 

FFF. Wrota piekieł. Zaciekawiony szatańskim symbolem przekroczyłem próg kamienicy. Sień wydawała się zadbana, nawet widna, bo oświetlona ledową żarówką wkręconą do ceramicznej oprawy na którą nakręcono przezroczysty słoik w celu zabezpieczenia przed kradzieżą. 

Ściany nie odrapane, drzwi do mieszkań odmalowane błyszczącą farbą zdradzały chyba niedawny remont klatki schodowej. Wiarygodność tej hipotezy dopełniał zapach, lekko budowlany, chemiczny, w każdym razie nie organiczny. Na wprost mnie znajdowało się wyjście frontowe, do którego zmierzałem cichymi krokami tak by nie wzbudzić niepokoju mieszkańców kręceniem się po sieni. Chwyciłem za klamkę, otwarłem i wyszedłem na ulicę Trzeciego Maja. Ruchliwą, choć nie tłoczną o tej porze.

14.06.2023

Filmy o tematyce śląskiej

Publikacja 10 albumów, które wpłynęły na mój muzyczny gust.

Memuar z czasów zarazy. Lata dwudzieste XXI wieku.

Filmy drogi

Teksty chronione są prawem autorskim. Obsługiwane przez usługę Blogger.