VHS Dream

fragment

E-180. Dwieście pięćdziesiąt siedem metrów nostalgicznego snu zapisanego na taśmie magnetycznej - pomyślałem - i ukradkiem wziąłem do ręki kolorowy przedmiot, który ktoś położył na murku przy śmietniku. Musiał to zrobić przed chwilą, bo tekturowe etui mieniące się barwnymi wzorami i nazwami producenta nosiło co prawda znamiona używalności, ale było czyste i zadbane. 

Początkowo nie mogłem uwierzyć, że w dwudziestym pierwszym wieku trafiło mi się takie znalezisko, więc szybko wyciągnąłem zawartość z kartonika i po kilku sekundowej konsternacji w końcu dotarło do mnie, że trzymam w ręku najprawdziwszą kasetę video. 

Ucieszyłem się jak dzieciak, który wysznupał spod sterty ubrań pornola z szafki rodziców i myślami biegłem już do zakurzonego magnetowidu stojącego od lat pod telewizorem by wcisnąć play. 

Wyobraźnię podkręcał brak jakiegokolwiek tytułu na naklejce informacyjnej co mogło sugerować, że nośnik pochodził z prywatnej kolekcji i mógł być hardcorowym ślizgaczem sprytnie zakamuflowanym przed dziećmi. Zawsze oglądałem takie filmy pod nieobecność starych, tylko że zamiast odprężać się i nasycać obrazem narządów rozrodczych w skali makro, martwiłem się, żeby magnetowid nie wciągnął taśmy przy projekcji bądź przewijaniu. 

Później, na miękkich nogach odkładałem z powrotem jeszcze gorącą kasetę, uważając by nie zaburzyć kolejności poskładanych ubrań. Och, ale to były czasy - westchnąłem - i spojrzałem na moją kasetę, która wyglądała zachęcająco i zarazem tajemniczo. 

Od razu na myśl przyszła mi epoka, w której posiadanie takich czarnych polistyrolowych pudełek wyznaczało pozycję w lokalnej społeczności, lecz miało się nijak do określenia - kinomaniak. Popatrzyłem jeszcze chwilę na ten relikt przeszłości i schowałem VHS’a do głębokiej kieszeni kurtki z nadzieją na rychłe obejrzenie. 

Byłem również rad z tego, że ocaliłem ten kawałek plastiku przed jakimś zdziwionym, a jednocześnie podjaranym dzieciakiem, który najpewniej rozbebeszyłby go o ziarnisty asfalt, a później wyciągnął wstążkowate jelita i puścił z wiatrem jak latawca z długim warkoczem pozwalając taśmie by oplotła gałęzie okolicznych osiedlowych drzew, by zwisała z płotów czy kłębiła się wzdłuż krawężników. Za małolata puszczałem takie latawce dość często, marząc o uwolnieniu zapisanych magnetycznie nut do ustawionej pod skosem głowicy wszechświata. Tak się tłumaczyłem społeczniakom, którzy kompletnie nie rozumieli o co chodzi, brali za odmieńca i kazali sprzątać rozrzucone zwoje. 

Dziś też marzę, ale o pokrętle tracking, by precyzyjnie dostroić swoją spiralną prędkość do wszechogarniającego pośpiechu. Szczególnie wtedy, gdy na koncie zaczyna brakować pieniędzy. Nie, to nie lenistwo, to wewnętrzny pęd dostosowany do życiowego tempa. A życie mam raczej spokojne, choć na razie traktuję je jako rozbiegówkę, przeźroczystą taśmę znajdującą się przed właściwą taśmą wizyjną.

VHS Dream


16.10.2021

Filmy o tematyce śląskiej

Publikacja 10 albumów, które wpłynęły na mój muzyczny gust.

Memuar z czasów zarazy. Lata dwudzieste XXI wieku.

Filmy drogi

Teksty chronione są prawem autorskim. Obsługiwane przez usługę Blogger.