z cyklu - Osiedle MOB
Na imprezach rodzinnych zwykle jest najgłośniejszy. Alkohol rozkręca mu w głowie wewnętrzny potencjometr szaleństwa i uwalnia wrzask, ale taki pozytywny wrzask, familijny wrzask, który od razu utwierdza mnie w przekonaniu, że przynależę do czeredy ludzi siedzących za suto zastawionymi stołami. Tak, to moja rodzina, a to mój wujek, wujek z wąsem - myślę patrząc na niego, gdy o godzinie dwudziestej trzeciej wznosi toast nie respektując ciszy nocnej naszego bloku.
I dobrze, u Jareckich jest impreza, więc niech zwerbalizowana radość z życia mknie po rurach kaloryfera w górę i w dół, po całym pionie, niech przemieszcza się i oznajmia, że istnieje miłość w domach z betonu - usprawiedliwiam się niepotrzebnie.
Później najczęściej odzywają się oburzeni sąsiedzi, uderzając w żeliwne żeberka kijem od szczotki, ponieważ głośne wyrażanie uczuć przeszkadza im w cichym, sobkowym życiu.
Wtedy wąs mojego wujka zaczyna się poruszać, a włos sztywnieć. Jest to znak, że wujcio zaraz przejdzie do działania i zrobi to o czym wszyscy tylko myślą. Zgoda, może to trochę raptus, ale za to odważny i skuteczny. No i po kilku chwilach w wyniku tego działania, przy stole pojawia się sąsiadka z góry, ukarana za zakłócanie spokoju biesiadnikom, lekko senna, bo prawie wyciągnięta z łóżka. Na szczęście po kilku kielichach poprawia jej się humor, odzyskuje rezon i żywo konwersuje z wujkiem.
Jemu, to znaczy, jemu wąsowi, to się żadna nie oprze. Gęsty i masywny chevron, którego nie powstydziłby się sam Tom Selleck, dodaje wujkowi niesamowitej aparycji. Sam niejednokrotnie zastanawiałem się czy może nie zapuścić, ale na razie rachityczność mojego zarostu wygląda komicznie, więc postanowiłem, że poczekam parę lat i może się odważę.
Mówią, że wujek rządzi twardą ręką, że to patriarchat i że on jest i głową i szyją w rodzinie. Jeśli mam być szczery, to nie znam się jeszcze na tej całej anatomii i wielkich słowach dorosłych, ale wujcio wydaje się osobą odpowiedzialną i taką, na którą zawsze można liczyć.
Często, gdy wyśpiewa już dostateczną ilość sto latów i innych pieśni biesiadnych, siada poczerwieniały na fotel, a kapiący pot z czoła wyciera mankietem białej koszuli. Później wychyla głębszego, który czeka na niego już od dwóch kolejek i całą swoja uwagę kieruje na najmodszych. Zaczyna nas miłosiernie obłapiać, szczypać, podnosić, owijać wokół głowy, wkładać na szyję, łaskotać i przy tym pijacko jazgotać, a ciotki lamentują - zostaw go, spuść go na ziemię, bo mu coś zrobisz. A my beztrosko zanosimy się ze śmiechu...
Prześlij komentarz