i...


i #2



i stoję pod ratuszem w Chorzowie, bo na tramwaj czekam, w zasadzie na za-tramwaj T9, który jeździ w ramach komunikacji zastępczej,

i wkurwiam się, ponieważ w rozkładzie jazdy jest napisane, że trasa na wolce jest nieprzejezdna i nic elektrycznego na Świony nie kursuje, i odliczam minuty w to leniwe, upalne, sobotnie popołudnie, wyzwalając niecierpliwe myśli, które już dawno są na koncercie Kayah,

i w końcu podjeżdża dyliżans, ale jakoś tak wzmagam się z wejściem do tej metalowej, przeszklonej puszki, bo żar z niej bucha, więc sterczę jeszcze na powietrzu, rozglądając się wokoło,

i zauważam kolesia z plecakiem w nowych, czerwonych, sportowych półbutach, który podchodzi do każdego napotkanego przechodnia i o coś pyta, tylko tak jakoś do mnie nie chce podejść, więc rozkminiam że może się boi albo może groźnie wyglądam,

i po chwili znika mi z oczu ów koleś, więc wsiadam w ten za-trawaj, który jest busem i odjeżdżam, w kierunku przystanku Świętochłowice Mijanka.


i po trzech godzinach ląduję z powrotem w Chorzowie, ale tym razem w okolicach estakady, i przypomina mi się, że nieopodal jest budka z kebabem, więc bez żadnych wyrzutów sumienia w stylu – nie jem na noc – podbijam do okienka i zamawiam Dürüm-Döner, jednocześnie szukając w portfelu drobnych, bo pani nie ma wydać z dwóch dych,

i kiedy zerkam na monety, kątem oka zauważam znajome, czerwone buty i do tego słyszę bełkot z siarczystymi, organicznymi słowami w stylu — kupiłbyś mi coś do jedzenia, małego hot doga chociaż, bo bardzo mi się chce jeść, i zerkam na typa i widzę, że to ten sam koleś, którego zauważyłem na rynku, i zgodnie z zasadą – głodnych nakarmić, odpowiadam — dobra, nie ma problemu,

i kupuję kolesiowi megahamburgera, i radość wypełnia jego twarz i zaczyna mi dziękować, piątki przybijać, ale nie daję się dotknąć, bo dla obcych jestem nietykalski, i gdy czas oczekiwania wypełnia niezręczna cisza, zagaduje mnie ów koleś — czemu ludzie są tacy niesprawiedliwi? proszę całe popołudnie, żeby mi ktoś, coś kupił do jedzenia i dopiero ty mi kupujesz, a ja nie chcę kasy, chcę tylko bułkę rozumiesz,

i odpowiadam mu — ludzie są chciwi i samolubni, takie czasy, nic nie zrobisz i pytam go czy wierzy w Boga, i nie słyszę odpowiedzi, więc mówię mu że głodnych trzeba nakarmić i że nie wiadomo czy następnego dnia nie spotkamy się w raju, a w raju będziemy wszyscy równi,

i koleś duma, a ja dumam czy jest brałnem czy grzejnikiem – kompociarzem i zaczynam szukać na jego ciele jakiś oznak tej zadumy, które mogłyby go zdradzić czyli źrenic jak pięciozłotówki, podźganych kabli,

i nie mam serca zapytać czy pali brałna albo czy przyjechał na Zjednoczenia do poradni po metadon i się zakręcił, więc słucham jego historii życia w stylu — że jest brukarzem na rencie, że miał wypadek, który potwierdza zniekształconą lewą ręką, i zaczynam mu wierzyć, bo czuję w tych słowach alkoholową prawdę,

i nagle zachodzi mnie od tyłu inny typek, jak się okazuje jego kumpel i stawia agresywne pytanie — co się tu kurwa dzieje, i trochę pękam, bo robi się dziwnie, a ja ani gazu pieprzowego w kieszeni ani pałki teleskopowej nie mam, ale koleś mówi swojemu kumplowi, pokazując na mnie palcem, że on czyli ja kupiłem mu szamę, i kolega brukarza patrzy i mówi — skoro tak, to muszę ci coś dać,

i sznupie po kapsach w kamizelce, i już myślę że może wyciągnie jakiegoś centyla kompotu, a on wyciąga płyty CD i mówi, że da mi jedną z nich i że mam sobie wybrać którąś, ale tak poważnie to on mi sugeruje tę, pokazując na soundtrack z imprezy Sunrise, a ja mówię że nie chcę, bo techniawki nie słucham, i on wciska mi tę płytę do ręki, i na szczęście pani z okienka podaje mi kebab,

i oddalam się, mówiąc brukarzowi smacznego oraz na zdrowie, bo zaraz dla niego szama będzie gotowa, i siadam na przystanku, by zjeść fast fooda, i kiedy kończę, mając pełne usta mięsa i sałatek, zza wiaty wyłaniają się znajomi kolesie, którzy opierdalają tego megahambka na dwóch,

i brukarz znów pokazuje na mnie palcem, i na cały głos krzyczy na przystanku — to on, to on, i jego kolega mówi — dzięki tobie najedliśmy się oboje, i piątki znów chce zbijać, ale palce mam uwalone z sosu, więc odpowiadam mu — na zdrowie i znów nie pozwalam się dotknąć, bo wiadomo,

i podjeżdża bus do którego wsiadam, i widzę jak ci kolesie znikają w krzakach koło dawnej pętli dwunastki, jak brukarz robi słowiański przykuc jakby do strzału kolką się gotował,

i dziwnie się zaczynam czuć, bo myślę sobie, że jakby to były ćpuny, to nie jadłyby hamburgerów, a później żal mnie ogarnia, bo wyglądają na takich zagubionych hardcorowców z lat dziewięćdziesiątych, bojówki jakieś, dziary na rękach, koszule flanelowe, i w końcu rozmywają się w drżącej, autobusowej szybie. 



9.06.2015

Filmy o tematyce śląskiej

Publikacja 10 albumów, które wpłynęły na mój muzyczny gust.

Memuar z czasów zarazy. Lata dwudzieste XXI wieku.

Filmy drogi

Teksty chronione są prawem autorskim. Obsługiwane przez usługę Blogger.