Wbiłem do żółtego EZeTa relacji Katowice
– Kraków i spokojnie zająłem miejsce na plastikowym, pomarańczowym siedzeniu. No
dobra, niech będzie dzisiaj opcja full plastik — pomyślałem. Nie pamiętam jaka
była pogoda, ale na pewno nie było wietrznie i ciepło, bo zapach uryny nie
unosił się w powietrzu. Dworzec w Katowicach jest całkiem przyjemny w godzinach
porannych. Bezdomni i menele śpią pod czwartym peronem. Pedofilii też jeszcze
nie ma w holu dworca. Rano jest przejrzyście. Jedynie kieszonkowcy stale
obserwują podróżnych na peronach. No cóż, taki ich fach. Trochę mnie wkurzało
to moje miejsce w pociągu. Stale ktoś przechodził obok mnie. Zamykał i otwierał
drzwi. Otwierał i zamykał drzwi, które dosłownie wyły z bólu, prosząc się o
kroplę oliwy. Mój przedział zaczął się zapełniać. Dwa miejsca dalej przy oknie
usiadł facet. Wyglądał może na czterdzieści parę lat. Miał wąsa, takiego
dłuższego i strasznie osmolonego. Widać było, że dużo palił. Rozebrał się,
zawiesił płaszcz na haczyku w pobliżu przełącznika „wywietrznik” i wyjął
krzyżówki panoramiczne lub sto krzyżówek panoramicznych. Nie pamiętam, ale na
okładce była ładna dziewczyna, więc na pewno krzyżówki. Nie zwracałbym uwagi na
faceta, gdyby nie fakt, że po przeciwnej stronie zajął miejsce krawiec, calutki
w dresach. Dawno takiego nie widziałem. Buty z Nike’a, na sprężynach, że niby
shox’y, a dresy z adidasa, ale jakieś takie nie stylowe. Jakiś lampas na
spodniach, na rozpinanej bluzie dziwne szlaczki. Tych trzech magicznych pasków
w ogóle nie było wydać. Pewnie jakaś podróbka albo nowa, kosmiczna kolekcja z
tego sezonu. Dres zdjął górę z dresu i zawiesił ją na tym samym haczyku, na
którym wisiał płaszcz faceta z wąsem. Super — pomyślałem — krawiec zaraz
zacznie kapslować płaszcz wąsiatego. Sam nie wiem czy mam na to patrzeć czy
nie? Ale w sumie nie będę psuł roboty krawcowi, bo jego tycer już dawno mnie zlookał
i mógł zapamiętać. Udawałem, że coś sprawdzam w telefonie, a tak na serio
obserwowałem całą sytuację w odbiciu wyświetlacza. Jak dobrze, że mam dotykowy
z dużym ekranem, no dobra jeszcze mam, bo ten wąsiaty zaraz nie będzie miał.
Dres powoli brał się do roboty. Udawał, że szuka czegoś w swojej bluzie, a
ukradkiem wkładał ręce do kieszeni płaszcza. Taka lajtowa kapslówa. Powoli,
najpierw jedna ręka do lewej kieszeni, potem ta sama ręka do prawej kieszeni i
na koniec kieszeń wewnętrzna. Sielanka, full legal. Ale wąsiaty był jakiś taki nie
spokojny, coś jakby wyczuwał, jakby przeczuwał, aż w końcu poczuł i wreszcie
rozkminił co jest grane. Wstał roztrzęsiony i wrzasnął na cały przedział:
— Złodziej!
Podniosłem głowę znad telefonu,
obserwując jak dresiarz bierze swoja bluzę i spokojnie wychodzi z pociągu. Nic
dziwnego, pewnie takich akcji tego dnia miał już co najmniej kilka. Wąsiaty
falował, poczerwieniał, jego tętnice miało rozsadzić 260/140. Był wyraźnie
wkurwiony i szukał kogoś, na kim mógłby rozładować negatywne emocje, złagodzić
ciśnienie. Rozglądał się po przedziale i znalazł mnie. Wydukał do mnie:
— Widział pan? Chciał mnie okraść,
kuchnia! Coś takiego, ale widział pan? Jak ten złodziej ręce wkładał? Ręce,
kuchnia, do mojego płaszcza? Kuchnia! Widział pan? Dlaczego się pan nie odezwał?
Panie? Kuchnia!
Widziałem — pomyślałem, ale
odpowiedziałem:
— Nie widziałem! Peace!
— Panie jaki peace? — oburzył się
wąsiaty — On chciał mnie okraść! Kuchnia! Z portfela, z komórki. Kuchnia! —
wrzeszczał do mnie wąsiaty.
— No peace! Pokój! — odpowiedziałem i
pokazałem mu palcami wiktorię.
Facet spojrzał na mnie jak na głupka. Nie
wiedziałem, czy zaraz mi jebnie, skoczy do gardła czy udusi gołymi rękami? W
końcu po chwilowej zadumie wyciągnął papierosa i odpowiedział:
— Aha, pokój. Uhm pokój!
Poczym wyszedł do przedsionka i zapalił.
Ruszyliśmy!
2 responses to Kuchnia!
Ktoś powinien Ci tą komórę z wielkim wyświetlaczem skroić, żebyś potem coś widział
Mogles to zrobic!
Prześlij komentarz