Matté

Bogowie osiedla nigdy nie narzekali na brak zainteresowania. Zawsze byli w centrum uwagi, zawsze byli na topie, i zawsze ktoś o nich gadał. By utrzymywać tę pozycję, musieli stale coś udowadniać i zaskakiwać swoich wiernych, czymś nowym. Mogły to być jakieś intelektualne zaskoczenia, ale najczęściej nie były, ponieważ bogowie zazwyczaj najpierw używali siły, a potem umysłu. Nie jeden wstydził się tego, ale cóż, siła była najważniejsza. Mocne ściśnięcie dłoni na powitanie oznajmiało, że ma się do czynienia z twardzielem, z którym próżno siłować się na rękę. Jeszcze bardziej imponowało mocne kopnięcie z obrotu, bądź wyskoku. Ale to potrafili tylko nieliczni i za to najbardziej wielbiono ich na osiedlu. 
 
Jednak nie byli oni absolutami. Nad nimi był ktoś jeszcze. Ktoś, kto robił trzydzieści dwa szpagaty w ciągu półtorej godziny, ktoś kto miał duże bicepsy i podobno podcięte ścięgna w udach, żeby mógł te szpagaty robić. Tym ktosiem był Jean Claudie van Damme. To właśnie przez niego i przez krwawy sport, większość chłopaków na osiedlu zaczęła się rozciągać, ćwiczyć i machać nogami. To on zapoczątkował modę na wschodnie sztuki walki. Do dzisiaj pamiętam kolejki i zapisy w wypożyczalni kaset VHS na filmy z nim w roli głównej. Filmy te były dokładnie analizowane, przewijane, oglądane w zwolnionym tempie, znów przewijane na podglądzie i tak w kółko, aż do zajechania kasety, a nie rzadko do wciągnięcia taśmy przez magnetowid. Analiza polegała na poniekąd statystyce, ponieważ liczono ile w danym filmie J.C.v.D zrobił szpagatów, wyskoków, uderzeń z pięści i kolana itd. Przypatrywano się także mimice głównego bohatera, by później stosować ją w swoich wyrazach emocji. 
 
Oczywiście ci, którzy zajmowali się szczegółową interpretacją filmów, najczęściej nie mieli pojęcia o sporcie, a ich fascynacja. kończyła się na plakatach z bravo, naklejkach i koszulkach z podobizną Franka Duxa. Prawdziwi fajterzy nie tracili czasu na dziesięciokrotne oglądanie krwawego sportu i wyklejanie ścian plakatami Jean Claudie van Damma. Oni woleli zbierać się na polanach w słoneczne dni i rozciągać się, naciągać się i koniecznie raz dziennie mierzyć ile jeszcze im zostało do wymarzonego szpagatu męskiego. Wielu z nich po kilku miesiącach na tyle się rozciągnęło, że dźwigali nogę na wysokość twarzy. To był sukces. Nie jakieś tam plakaty z bravo, naklejki na zeszytach, tylko sport. Krwawy sport. 
 
Pamiętam kiedyś na polanę między blokami przyszedł pewien koleś w naszym wieku. Chciał popatrzeć jak chłopaki ćwiczą, rozciągają się, machają nogami, bo wiele słyszał w szkole, że na osiedlu to same van Dammy grasują. Akurat była przerwa w treningu i wszyscy ćwiczący odpoczywali, gapiąc się w niebo albo rozmawiając między sobą. Zwrócił on jednak ich uwagę, nie ze względu na swoją osobę, ale ze względu na swoją białą koszulkę, na której widniał Lyon Gaultier. Momentalnie zaczęły się docinki w stylu — co to za koszulka, ściągnij to, wyrzuć, rozedrzyj na strzępy, idź stąd.
 
 

Ale koleś nic sobie z tego nie robił. W końcu jeden z ćwiczących nie wytrzymał, podszedł do kolesia, odepchnął go, kopnął z pół obrotu w klatkę piersiową i przewrócił na ziemię, kładąc się na nim. Tarzali się dobre kilka minut aż do momentu, gdy koszulka na kolesiu się potargała i przybrudziła. Myśleliśmy, że to koniec tych zapasów, ale to nie był koniec, to był dopiero początek. W końcu ktoś z tłumu krzyknął do kolesia:
— Jak chcesz żeby cię puścił, musisz trzykrotnie wypowiedzieć słowo Matei.
Koleś był wyraźnie wkurzony. Próbował jeszcze walczyć, tarzać się, ale nie miał już sił. Dysząc i sapiąc wybełkotał:
— Matei… Matei… Matei.
Ćwiczący wstał z niego i wyciągając palec wskazujący w jego stronę, powiedział:
— Żebyś się nigdy nie ważył nosić mnie na koszulce!
Based on a true story! 
 
 









19.12.2012

Filmy o tematyce śląskiej

Publikacja 10 albumów, które wpłynęły na mój muzyczny gust.

Memuar z czasów zarazy. Lata dwudzieste XXI wieku.

Filmy drogi

Teksty chronione są prawem autorskim. Obsługiwane przez usługę Blogger.