Zaczepki #5



Idziemy powoli ścieżką parkową wzdłuż torów tramwajowych. Fajny ten park, taki zielony. Ludzie chodzą na spacery, dzieci bawią się na placu zabaw. Nawet są jakieś stawy. Miło tak się relaksować na łonie natury, czytać książki i chillować przy dźwiękach ptaków zmiksowanych z dźwiękami miasta. Muszę kiedyś spróbować. Wezmę sobie jakąś książkę i usiądę z nią na ławce w parku. Tylko jaką? Przymus czytania lektur w szkole średniej, skutecznie zabił we mnie chęć do czytania, do odkrywania literatury. No bo o czym są te lektury? O historii? Który dzieciak w XXI wieku chce czytać o historii? Który chce w podstawówce czytać Krzyżaków? Chyba tylko pasjonaci. Reszta woli grać na play’u w counter strike, zarywać nocki przy fifie 13 albo ćmić z tej fifiy różnie zioła na klatce schodowej. Małolaty powinny czytać o problemach współczesnych! O rasizmie, o mniejszościach seksualnych, o narkotykach, o historii teraźniejszej, o komunizmie. A nie o szklanych domach, przedwiośniu czy innym Cezarym Baryce. To już nikogo nie interesuje. Z tymi bohaterami nie można się utożsamiać i wzorcować w naszej rzeczywistości. Po co małolatom historia Polski? Oni wiedzą, że w przyszłości nie będą mieszkać w Polsce, bo wyjadą za robotą w świat. Paranoja to MEN!
— Te, coś ty sie tak zamyślił synek? — pyta Frugol.
— A, tak jakoś. — odpowiadam.
Zbliżamy się do przystanku i akurat zjawia się tramwaj 41. Szkoda, że to karlik. Tego typu bahny mają podobno monitoring. Nie wsiadamy. Po co sobie robić dodatkowy przypał. Może już ktoś zgłosił zuchwałą kradzież musztard na pałach i nas szukają? Przejdziemy się dla zdrowia, dotlenimy płuca papierosem, no i przy okazji mięśnie łydek sobie wyrobimy. Leniwie się robi.
— Frugol? — pytam — A może ty byś sie anzug kupił? Badnij sie, na lewo mosz gyszeft z Bytomia z szaketami.
— W sumie jak bych mioł jakiś gelt, to bych się kupioł. Łostatnio żech na komuni lotoł w szakecie, a czasami cza iść kajś tak łodśwyntnie łoblecony. Szaket by się sprzydoł.
— To jo ci łobiecuja, że jak ino bydzie jakis gelt z lewizny, to jo cie wezma do tego sklepu, kupia szakiet i galoty, kancioki.
— Niy ciulosz, pra? — nie dowierza Frugol.
— Niy ciulom. A tak po prowdzie, powiydz mi ino czymu ty łazisz durś w tych owerolach? Niy mosz w doma zwykłych jeansów? Przeca te dresy to ci ino przypał robiom.
— Ale jo lubia. Jo się lepij czuja, tak mi jakoś luźno. I moga sie gibko ruszać, nic mie niy uwiero, niy gniecie. Dziołsze tysz sie to barżij podobo, a jak jeszcze mom adika łobleconego, to już jest fest. A myndy, to sie czasym przypierdalajom. Co zrobia?
— Pa, badnij sie na mie. Jo łaża w normalnych jeansach. Mie myndy niy tykajom, nikt ody mie nic nie sce. A ty mosz durś jakieś ino pieronie mecyje. Nos pały niy mogom widzieć. My muszymy być niy widzialne. Rozumisz? In-vi-zi-ble!
Kiwa głową, że rozumie, ale nie rozumie kompletnie nic. On się lubi pokazać na familokach. On tam jest kimś. On musi brylować wśród tych głupków. Ma pozycję. Jakby poszedł siedzieć, to byłby bogiem w tym ceglanym Olimpie. Byłby królem patoli z bejzbolem zamiast pioruna. To mu się podoba.
— Te, pa, skejtom tu zrobili  fajny skatepark. Może by tak… — Frugol zerka na tych obsranców na kółkach.
— A po chuj? Co potem zrobia z tom deskom? Komu sprzedom? Te, to już nie lata dziewięćdziesiąte, deska nie kosztuje trzy czwarte wypłaty. — zbijam go z tropu.
Wychodzimy z parku na osiedle. Na takie mini osiedle. Bo to jest tylko kilka wysokich bloków. Dzwonię do Panczo. Nie odbiera. Idziemy przed siebie. Dosyć mam tego pieprzonego betonu. Jak dobrze, że w przerwach między blokami zaczyna majaczyć kopalnia Bobrek-Centrum. Ciężarówki z przyczepami stoją po węgiel przed bramą. Pewnie kilka dni już tu stoją. Jakby czekały na odprawę celną. Przez chwilę czuję się jak na granicy państwowej. Kolejka aż do pętli Bytom Politechnika. Kierowcy leżą na fotelach i oglądają w swoich kabinach przenośne telewizory. Inni rozmawiają i coś jedzą. Jeszcze inni palą papierosy i spacerują po parkingu, na którym tak się kurzy, że ich cera zdążyła przybrać ciemniejszy kolor podczas kilkudniowego pobytu. Wiadomo, nie ma się gdzie umyć, bo przenośnych łazienek kopalnia nie zbudowała. Jedyne miejsce to basen kilkaset metrów wcześniej. Ale nikt nie ryzykuje utraty miejsca w kolejce, każdy woli chodzić brudny. Wśród rejestracji dominują blachy województwa opolskiego, łódzkiego i mazowieckiego. Jestem ciekaw, na ile miesięcy wystarcza taka wanna węgla? U Frugola na familokach, worek węgla zbieranego na torach, spalany jest podczas zimy w kilka dni. To taka wywrotka musi wystarczyć chyba na całą zimę? Chyba, że opalane jest jakieś badylarstwo, to wtedy węgiel jest zużywany w strasznie szybkim tempie. Rośliny muszą mieć ciepło, szklarnie same się nie nagrzeją. Po rejestracjach widać, że kierowcy są albo właśnie z takich rejonów, gdzie badylarskie interesy kwitną albo kupują węgiel i sprzedają go później w swoich wioskach, w jakiś składach opałowych. Musimy przejść delikatnie obok kopalni, pod wiadukt. Tam właśnie można najczęściej spotkać Pancza. Kręci się po rejonie z ziomkami i filuje na pociągi z węglem. Taki śląski Buffalo Bill. Robią górnośląski western, w zasadzie southern. Zatrzymują pociągi, wysypują węgiel z wagonów i po kilku godzinach zbierają. Oczywiście jak wcześniej nie przegonią ich ludzie szeryfa czyli SOKi albo nie pozbierają tego węgla ludzie z grupy remontowej PKP. Czarny i brudny interes, ale opłacalny. Po co chodzić do roboty jak można być banitą, jumać węgiel, sprzedawać potrzebującym ludziom i też zarabiać kasę. Panczo akurat nie za bardzo lubi jak ktoś nim dyryguje, dlatego wybrał zbieractwo węgla. Ma swój nielegal i sam sobie jest szefem. Dochodzimy do hałdy. Słychać jakieś głosy. Przystajemy na moment, bo może wbiliśmy na jakąś obławę. Nie, to Panczo kurwuje na czym Śląsk stoi.
— Cześć ciulu — witam mojego, starego, dobrego wspólasa.
— Siema zjebie —  odbija Panczo w moją stronę.
— Te, czymu, ty kurwa niy odbierosz telefonu? — pytam.
— Bo mom kurwa wyciszony. Po coś przyszoł?
— A co niy mogą? Coś taki wkuriowny?
— Bo żech jeszcze dzisiej nic nie zarobił. A tak po prowdze, to SOKi nom tu robiom wjazdy. Już my roz dzisiej spierdalali i trocha żech sie wkurwioł. — tłumaczy Panczo, szef wszystkich odźwiernych szefów — Te, puć cie, bo kurwa coś mi sam nie gro. Badnij się, już jakiś chuj bez lornetka się na nos paczy. Puć cie stond na garaże.
Idziemy na garaże. Jest nas piątka.
— U mie na garażu sie siednymy i sie pogodomy. Ciulnymy jakiś bier. — zachęca Panczo.
— No, dobra — odpowiadam — Mocie jakiś gelt, jakieś klepoki? To skocza do biedronki.
Panczo mi daje siedem pięćdziesiąt i mówi, żeby kupić pięc kenigerów w puszcze. Po złoty pięćdziesiąt są, więc powinno starczyć.
— Te, a ty mosz tyn garaż tam kaj zawsze? — pytam asekuracyjnie Panczaka, bo on nie odbiera komórki.
— Ja. Tam kaj zawsze. Trefisz.
Zostawiam Frugola z chłopakami i śmigam po browary.

22.10.2012

Filmy o tematyce śląskiej

Publikacja 10 albumów, które wpłynęły na mój muzyczny gust.

Memuar z czasów zarazy. Lata dwudzieste XXI wieku.

Filmy drogi

Teksty chronione są prawem autorskim. Obsługiwane przez usługę Blogger.