Zaczepki #2

W osiemset trzydzieści dość tłoczno. Zaraz po wejściu wbijamy na przegub. Autobus rusza, ale jakoś tak dziwnie się jedzie. Co zakręt, to nas obraca. Wkurwiające to jest z leksza, tak się kręcić i dostawać po plecach tą gumową harmonią. Obcinamy wszystkich wokół, szukając jakiejś innej miejscówki. Wreszcie Frugol wypatruje na końcu dwa miejsca. Przeciskamy się przez gawiedź. Nikt z gawiedzi nie chce siedzieć z tyłu, bo tam jest silnik, który raz, że hałasuje, drugi raz, że bije od niego żar. My na gawiedź i silnik mamy wyjebane. Frugol siada, ponieważ on się urodził zmęczony i on musi kurwa siedzieć, zawsze i wszędzie! W poczekalni musi siedzieć, w kościele musi siedzieć, u dentysty musi siedzieć, wszędzie musi siedzieć! Ot cały Frugol. Ja stoję. Co prawda mam jeszcze trochę waty w nogach po tej dziesionie, ale stoję. Wata powinna zaraz zamienić się w stal, a mięśnie odzyskać swoją siłę. Jeszcze trochę. Przyklejam się do drzwi. Bus to pośpiech, więc staje i otwiera drzwi tylko co jakiś czas. Uspokajam się. Trochę mnie gryzie sumienie z powodu tego garniturka. A zresztą jebać go, na biednego nie trafiliśmy. Mógł mieć gorzej, gdybyśmy tą torbę mu zajebali. A jak tam były jakieś ważne papiery albo kasa z banku? To by dopiero miał przejebane! Komórkę kupi sobie nową. Stać go! A właśnie, jego komórka. Mam ją w kieszeni, dobrze że wyłączyłem po jumie, bo już pewnie jebany garniturek dzwoni albo próbuje blokować sima. Wyciągam z kiermany. Fajny ten touchscreen. Szajsung. Jeszcze takiego nie miałem. Uchylam delikatnie pokrywę i wyjmuję kartę sim. Akurat dobrze się składa, bo dojeżdżamy pod żyrafę i drzwi busa otwierają się. Łamię kartę sim i kawałki rzucam ludziom na głowy kiedy wychodzą z busa. To takie błogosławieństwo w imię boga tauzena. Składam telefon, w między czasie skrzydła drzwi autobusu też się składają i ruszamy z przystanku w kierunku Chorzowa. Próbuję odpalić fona, żeby go zresetować, ale jakoś bez karty sim telefon nie chce zadziałać. Pytam Frugola, może on ma jakiś pomysł jak uruchomić ten szajs, tzn. szajsunga. Frugol mówi, że trzeba kupić sim’a za pięć zeta, włożyć i wtedy będzie śmigało. Zobaczymy. Frugol mówi też, że zna na wolce w Chorzowie kolesia, który ma skup telefonów, i że on na bank łyknie za kilka stówek ten złom, i że mam tam nic nie ruszać, bo koleś sam wszystko zrestartuje. Od razu humor mi się poprawia. Kilka stówek? To będzie melo jak pierdolę dzisiaj i może nawet jutro jeszcze. Cieszę się. Odliczam bloki na tauzenie, które zostały do Chorzowa. To jest dopiero betonowa dżungla, nie to co u nas, jakieś pięć bloków na krzyż i osiedlem to nazywają. Tutaj musi rap pięknie odbijać się od betonu. A na kukurydzach? To już perfekcyjnie, bo te budynki mają takie opływowe kształty. Dźwięki odbijają się od bloków i nikną tłumione przez drzewa po drugiej stronie w silesian parku. Ten park to taki śląski popkiller. Za szybą w końcu zaczyna majaczyć Klimzowiec. To też jest duże osiedle ale do tauzena nawet nie ma co porównywać, a poza tym na klimzowcu śmierdzi gównem, bo tam jest oczyszczalnia ścieków. Tak, śmierdzi! I w ogóle to jebać klimzowiec na zawsze. No, mijamy wreszcie AKS, a to znaczy, że do przystanku już niedaleko. Wybijamy w Chorzowie na rynku. Tylko, że tutaj nie ma żadnego rynku! Jest tylko obskurna estakada, po której jeżdżące auta wystukują rytm, na źle dopasowanych łączeniach. Przechodzimy pod estakadą i wychodzimy na wolce. Za McDonaldem, w bramie, kolo ma ten skup. Ładujemy się do niego. Frugol przedstawia jak się sprawa ma, że jest fon do pogonienia, że przykleił się do łapy i na końcu pyta ile możemy za niego dostać. Kolo ogląda. Mówię mu, że trzeba by przywrócić ustawienia fabryczne, wymazać karty pamięci, w ogóle zresetować. Patrzy na mnie spod byka, tak jakby chciał powiedzieć, że nie mam mu mówić co ma robić. Jest jakiś dziwny, ostrożny. Zachowuje się jak wydygany małolat, który pierwszy raz kupuje towar z jumy. Hmn. No cóż, ufam Frugolowi, w końcu ten ze skupu to jego kumpel, a Frugi z frajernią nie trzyma. Konsternacja. Słychać obracający się dysk w laptopie. Patrzę na Frugola, ale widzę, że on też jest jakiś podenerwowany. Coś jest nie tak. Nagle koleś przerywa milczenie i mówi:


— No dobra, dzwonię na policję. Telefon jest kradziony.


— Co na policję? Taki z ciebie prawilniak? Co z policją trzymasz? Frugol, gdzieś tym mnie kurwa przyprowadził? — zaczynam krzyczeć wkurwiony.


— Nie, no żartowałem. Ale kurwa opierdoliliście mojego kumpla! W telefonie są jego zdjęcia z wakacji z żoną i dzieckiem! Teraz wam jebane, kurwy złodziejskie nie daruję za to! — wybucha jak jakiś pieprzony Wezuwiusz albo inny Ejafjatlalok.


Po czym wyjmuje spod lady pałkę z paralizatorem i zaczyna nią napierdalać Frugiego po barku. Zaczyna się wija i szamotania. Odciągam Frugiego, ale sam obrywam w rękę. Trochę boli. Osuwam się na bok i jednocześnie widzę, jak koleś bierze zamach i celuje Frugiemu w ramię, ale na skutek tego wiru Frugol dostaje w biceps, a całe uderzenie zakończone jest dźwiękiem paralizatora, który smyra go gdzieś w okolicach szyi. Frugol momentalnie sztywnieje i zaczyna się krztusić. Dech mu zapiera, nie potrafi wypowiedzieć słowa. Jedyne co potrafi to wystawić palec, a dokładnie to środkowy palec przed oczy faceta. Widząc ten dramatyzm w oczach oraz palcach Frugola, biorę w ręce potykacz z reklamą skupu i rzucam w kolesia tak celnie, że wpada na zaplecze przy okazji rozbijając czajnik. Biorę Frugola pod ramię i spierdalamy z tego sklepu zanim koleś się pozbiera. Szybkim krokiem wychodzimy z bramy. Jedyna myśl, która mi przychodzi do głowy gdzie spierdalać, to w stronę dworca Chorzów Miasto. Frugol idzie jak paralityk, jakby go przed chwilą łamali kołem, jakby go na pal nabijali, pieprzony Azja. Opierdalam go, żeby szedł normalnie, żeby nie wzbudzał podejrzeń, bo jebani taksówkarze spod Mcdonald’a, to najwięksi konfidenci. Patrzę przez ramię, ale nikt z bramy nie wychodzi. Może za mocno kolesiowi przyjebałem i zabiłem? Chyba nie! Wyglądał na mocarza, był siłaczem. W końcu wbijamy na peron. W megafonach głoszą, że za pięć minut wjedzie pociąg na Lubliniec przez Bytom. Chowamy się za balustradami, bo jakoś tak dziwnie nikogo nie ma na stacji. Chwila spokoju. Pytam Frugiego:


— Wszystko ok?


— Ja. Ale fest boli mie ramie, tak jakby mi miynśnie zesztywniały — odpowiada.


-— Te, to ty może mosz orgazm?


— Spierdalej ciulu, ty mosz — odpowiada Frugi.


— Jak żeś na tego chopa pokazywoł palcem i żeś nie umioł wyksztusić słowa, to tyż żeś wyglondoł jak byś widzioł boga — dodaję.


-— Tyś jest synek jebnięty – ripostuje Frugol.

Wjeżdża pociąg. Wychylamy się lekko zza balustrady, żeby zobaczyć gdzie kobuch. Na szczęście na początku składu. W momencie, gdy kierpoć daje sygnał do odjazdu, patrząc na sygnał semafora, wbijamy się do środka. Do Bytomia tylko dwie stacje. Może się uda dojechać bez przypału.

19.09.2012

Filmy o tematyce śląskiej

Publikacja 10 albumów, które wpłynęły na mój muzyczny gust.

Memuar z czasów zarazy. Lata dwudzieste XXI wieku.

Filmy drogi

Teksty chronione są prawem autorskim. Obsługiwane przez usługę Blogger.