Pętla

fragment
...
W drodze powrotnej przechodząc obok drewnianej kwiaciarni poczułem słabość i usiadłem na ławce, w zasadzie to na oparciu ławki, ponieważ zwilżone rosą siedzisko nie zachęcało do spoczynku. Poluźniłem smycz, tak by dać czworonogowi więcej swobody, ale zauważyłem, że stał się nerwowy. Co chwilę siadał i wstawał jakby chciał już wracać. W końcu zaskomlał, a ja odniosłem wrażenie, że ktoś za mną stoi. 

Świecąca obok latarnia potwierdzała moje odczucia, ponieważ zauważyłem na chodniku swój nienaturalny i powiększony cień. Nim zdążyłem się obrócić, postać stała już przede mną. Miała na sobie glany, prawdopodobnie opinacze, poplamione i wytarte dżinsy koloru niebieskiego, ramoneskę z ćwiekami i… no właśnie, brakowało jej głowy. 

Zaniemówiłem, bo z szyi wystawały resztki kręgosłupa, kawałki mięsa i trochę żył, z których na brudną bluzkę sączyła się krew. Postać nie śmierdziała zgnilizną, raczej bił od niej chłód, jakby wyszła z chłodni. Było w niej coś jeszcze dziwnego. Ręce. Skrzyżowane z tyłu ręce, w których coś trzymała. 

W panice zerknąłem na psa, który leżał pod ławką i patrzał na mnie przestraszonymi ślepiami. Próbowałem się schylić, podnieść smycz i zmusić czworonoga do tego by wstał. Niestety, nie dałem rady. Wtedy postać odsunęła się trochę i wystawiła ręce przed siebie pokazując mi kask motocyklowy z otwartą przyłbicą. 

Spojrzałem do wewnątrz i zobaczyłem bladą twarz z lewym zamkniętym, a prawym otwartym okiem. Ryknąłem z przerażenia, a później straciłem równowagę i spadłem z oparcia ławki. Kiedy leżałem na plecach postać podeszła do mnie, a głowa w kasku przemówiła:

- Nie bój sie, nic ci niy zrobia.

- Kim żeś jest? - zapytałem prawie szeptem.

- Adik, leża w totynhali, tukej na dole w kościele, rano mom pogrzeb.

- Pogrzeb? A co ci sie stało?

- Założyłech na szyja pyntla i przypion sie do ruły. Późnij tak żech pozubrowoł, że mi gowa urwało.

- Kule. Niy wiym co pedzieć.

- Nic niy godej, ino zapol mi czasami świyczka, żebych wiedzioł kaj mom iś w tyj ćmie.

- Dobra, Adik, zapola.

- Ino niy zapomnij.

Wypowiedziawszy te słowa, postać oddaliła się w kierunku kaplicy Zmartwychwstania Pańskiego, by po chwili na dobre zniknąć we mgle. A ja leżałem wpatrzony w ledwie widoczne niebo i nie mogłem uwierzyć czy to jawa czy sen. Z szoku wyrwał mnie dopiero oślepiający blask latarki oraz zbliżające się głosy.

- Dobry wieczór, Komenda Miejska Policji w Siemianowicach, starszy aspirant…

- Dobrze, już dobrze - przerwałem - nic mi nie jest, upadłem tylko.

- Na pewno wszystko w porządku? - zapytał drugi policjant.

- Tak. Choć w zasadzie nie. To znaczy, tak.

- Skoro tak, to zapraszam do radiowozu.

Wstałem, podniosłem smycz i poszedłem w kierunku samochodu, którego sygnały świetlne cięły niebieskim nożem gęste tumany mgły. Pies dreptał przy nodze ze złowieszczym spokojem.

- Proszę dmuchnąć z całych sił w ustnik… jeszcze, jeszcze…o już wystarczy.

Milczałem, bo miałem już dość emocji tej nocy.

- O proszę! Zero, zero.

- Nie piję alkoholu panie władzo.

I bardzo dobrze. Ale wie pan, jechaliśmy i nagle patrzymy, a na trawie, za ławką, leży człowiek. Postanowiliśmy sprawdzić… Dobrze. Ma pan jakieś dokumenty?

- Tak, mam. Zaraz… gdzieś tu miałem.

Włożyłem dłoń do kieszeni spodni. Najpierw do lewej, później do prawej, na końcu do oby dwóch tylnych, po czym złapałem smycz i razem z psem zacząłem oddalać się w kierunku wiaduktu. Policjant raptownie otworzył drzwi, wyskoczył na zewnątrz i puścił się za mną. 

Mgła nie ułatwiała ucieczki. Biegłem na oślep, od czasu do czasu zerkając za siebie. Nie widziałem jednak funkcjonariusza, ale za to słyszałem jego świszczący oddech. Gonił uparcie, dlatego w pewnym momencie upadłem na kolana i podpierając się dłońmi o płyty chodnikowe zacząłem poruszać się cwałem, czyli: lewe kolano, prawe kolano, lewa dłoń, prawą dłoń i faza lotu. Naśladowałem mojego labradora, który kilka metrów przede mną podobnie przebierał łapami. 

Miałem jednak wrażenie, że chodnik ciągnie się w nieskończoność. Wtem poczułem pod sobą wystający korzeń lub krawężnik. Obraz zawirował jak w kalejdoskopie i ściemnił się. Obudziłem się zlany potem i pierwsze co zrobiłem, to instynktownie spojrzałem w okno, by jak najszybciej zapomnieć o tym koszmarze. Następnie uświadomiłem sobie, że leżę w ubraniu, w podartych dżinsach i w brudnej bluzie.
...

Bogowie Osiedla Pętla
fot. M. Locher

18.11.2022

Filmy o tematyce śląskiej

Publikacja 10 albumów, które wpłynęły na mój muzyczny gust.

Memuar z czasów zarazy. Lata dwudzieste XXI wieku.

Filmy drogi

Teksty chronione są prawem autorskim. Obsługiwane przez usługę Blogger.